top of page

Wyprawa konna, Nadaam i stolica!


Z początkiem lipca przywitaliśmy nowy kraj- Mongolię. Start mieliśmy dobry! Przez granicę przeszliśmy bez problemów, wypełniliśmy tylko karteczkę z danymi. Strażnik graniczny zatrzymał dla nas samochód, który zabrał nas do Suche-Bator. Okazało się, że kierowcą jest pastor i wraz ze swoją chrześcijańską rodzinką zaproponowali nam nocleg u swoich krewnych. Przypadek?- nie sądzę. Rodzina licząca 20 osób przywitała nas pierożkami z mięsem. Nie byli to zamożni ludzie, ale podzielili się tym co mieli. Oby więcej takich ludzi na naszej drodze. W tym samym czasie Kaja z Tomkiem zabrali się do Ułan Bator z parą Francuzów, którzy podróżowali już od 4 miesięcy swoim kamperem- Lulu.

Nazajutrz my chcieliśmy dostać się do Ułan Bator na stopa. Nie było to jednak takie oczywiste, ze względu na to, że w Mongolii ludzie łapią auta przy drodze i płacą za podwózkę pieniądze. Postanowiliśmy jednak spróbować. Bez pieniędzy się nie obeszło, jednak były to niewielkie kwoty. Cała podróż do stolicy wyniosła nas 20 000 tur. Na jedną osobę wyszło 10 000 tur. Czyli około 20 zł. Zapłaciliśmy tyle samo co za pociąg. Trasę przebyliśmy w około 4 h, a pociąg jedzie całą noc. Cóż, opłacało się łapać stopa. Po drodze widoki były niesamowite! Bezkresne stepy, dzika przyroda i nieziemski upał! Po raz pierwszy spróbowaliśmy końskiego mleka- Erg. Było ohydne. Smakowało jak wapno z kwasem. Przez szyby auta widzieliśmy prawdziwe mongolskie jurty, które tak bardzo chcieliśmy zobaczyć. Na wieczór dojechaliśmy do stolicy. Ułan Bator w porównaniu do miasteczek mijanych po drodze to wielkie miasto, gdzie ludzie żyją podobnie jak w europejskim mieście. Stolica nie urzekła nas. Miasto jak miasto. Zwiedzanie go nie zajęło nam dużo czasu. Chociaż prawdę mówiąc nie zobaczyliśmy zbyt wiele. Nie mieliśmy specjalnie ochoty, ani energii na to.

Jak podróż do Mongolii to tylko wioski, miasta nie są godne uwagi. Warto jednak zaopatrzyć się tam w sprzęt, którego brakuje, lub zrobić zapasy. Pierwszą noc spędziliśmy w parku, na drugą skusiliśmy się już na Hostel. Przez utrudniający upał nie chcieliśmy oddalać się od centrum. Postanowiliśmy szukać czegoś w mieście. Znaleźliśmy hostel Golden Gobi- który nie należał ani do najtańszych, ani do najdroższych. Zapłaciliśmy około 9 euro za osobę. Cena obejmowała śniadanie, jak się później okazało. Po spędzeniu dwóch dni w stolicy postanowiliśmy pojechać na północ. Wyruszyliśmy według zaleceń na dworzec autobusowy o nietypowej nazwie – Dragon Bus Station. Tam zostaliśmy zasypani ofertami transportu do miejscowości Moron. Nasze plecaki oznajmiały wszytkim, że właśnie tam jedziemy. Początkowo ceny były wysokie ale po krótkich negocjacjach spadały do poziomu 35 000 T. Udało nam się jednak znaleźć prywaciarza który zgodził się zejść do 30 000 za os i kupił nas tym. Już po tym doświadczeniu z perspektywy czasu można powiedzieć że niestety – zgodziliśmy się. Okazuje się że ze stopem w mongolii nie jest tragicznie. 90% zatrzymujących się kierowców podaje cenę za przejazd ale zawsze jest te 10% z którymi można pojechać za darmoszkę. Wtedy zapłaciliśmy. Oprócz kasy kosztowało nas to jedną nieprzespaną noc w trudnych warunkach – ale jeszcze nie tragicznych (zwierząt nie przewoziliśmy na kolanach). Efekt był taki, że siedząc w zapakowanym po sufit busiku musieliśmy zmieścić się we 4 na trzech siedzeniach. Próbowaliśmy leżeć na podłodze, ale mimo usilnych prób konfortu nie udało się uzyskać. Bardzo zmęczeni wysiedliśmy rano na stacji benzynowej u celu. Momentalnie pojawili się wokół ludzie gotowi od zaraz zabrać nas nad jezioro do miejscowości Khatgal.

Lekko zaspani postanowiliśmy jeszcze coś przekąsić i dopiero wówczas zaczeliśmy jakkolwiek reagować na propozycje. Zgodziliśmy się pojechać za kolejne 15 000 T/os z kobietą imieniem Dava. Jednym z argumentów był język angielski którym władała bez problemów w przeciwieństwie do praktycznie wszystkich innych w okolicy. W drodze okazało się że zakłada właśnie GuestHouse „Mongol Ujin Tourist Camp” i na dobry początek pozwoliła nam rozbić się u niej „na polu”. W międzyczasie wspomniała także, że organizuje wyprawy konne których chcieliśmy przecież zażyć. Zaproponowała nam 3 możliwości – wioskę plemienia Catanów (7 dni) , okoliczne góry z rezerwatem przyrody(4 dni) i wyjazd na gorące źródła (4 dni). Początkowo dość optymistycznie zaczeliśmy analizować wszystkie opcje biorąc wszystkie aspekty pod uwagę – najbardziej cenę i nasze doświadczenie w jeździe konnej bliskie zeru. Jenak później Irmina zarzuciła aspekt idei kupowania tego rodzaju wycieczki. Początkowo przecież chcieliśmy spróbować jazdy konnej wraz z tubylcami i miało to mieć charakter raczej gościnny. Nie chcieliśmy być po prostu klientami. W końcu jednak w głosowaniu – decyzja zapadła. Wybraliśmy zaoferowaną wycieczkę w góry.

Następnego dnia rano przyszliśmy do głównego budynku pod którym czekały już konie. 4 dla nas, dwa kolejne należały do przewodników i jeszcze 2 konie juczne – na nasze bagaże (odchudzone do minimum).

Irmina ze względu na to że uważała się za najmniej doświadczonego jeźdźca dostała najspokojniejszego konia, którego ochrzciła „Bestia”. Ja dostałem białego rumaka, który miał nadwyraz dobrą przemianę materii i przy każdej możliwej okazji zostawiał za sobą spore ślady Początkowo nazywał się Dziki Wiatr, co poniekąd znajdowało uzasadnienie. Sarny konia nazwalismy „ Piękna”, a Kai Dredem bo miał zamiast ogona jednego wielkiego dreda. Nazwy adekwatne do ich wyglądu. Cały rajd z wyżywniem po długich negocjacjach wyniósł nas ok. 200000 tur. Co daje około 475zł. Cena nie była wysoka- jak na wypożyczenie 8 koni, 2 przewodników i zapewnione jedzenie podczas 4 dni. Uważam, że było warto.

Nasi przewodnicy Patoltach i Boltach mówili tylko po mongolsku.

Byliśmy zmuszeni porozumiewać się w tym języku. Dzięki temu mogliśmy nauczyć się parę zwrotow po mongolsku i przy okazji mieliśmy czasem niezły ubaw. Podczas wyprawy spędziliśmy czas na jeździe konnej, biwakowaniu i odwiedzaniu lokalnych jurt. Zawsze, gdy pogoda nie dopisuje, a na choryzoncie widać jurtę, można się w niej skryć i zasmakować gościny gospodarzy. Na stepie panują trudne warunki. Dobrze, że można wtedy liczyć na pomoc ludzi tam żyjących. Dzięki temu poznaliśmy mongolską kuchnię, opierającą się na przetworach mlecznych i mięsie. Mi(Irmina) osobiście nie przypadła ona do gustu,natomiast Pawłowi - nawet nawet. Tęsknie już za warzywami i owocami. Tutaj na półkach sklepów najczęstczym towarem są słodycze, alkohol i żarcie z puszek. Oczywiście poza stolicą, w której mnówstwo supermarketów czy małych stoisk ze wszystkim. Jednak w górach mieliśmy tylko to co Dava kupiła nam na początku. Trzeba przynać że wszystko było dokładnie tak jak miało być. Spróbowaliśmy konserw z konia i jaka, z ryżem , makaronem i innymi dodatkami. Żywności starczyło idealnie, co do smaku to zdania były podzielone. Dziewczyny raczej stroniły od mięsa natomiast mi i Sarnie zazwyczaj smakowało. W każdym razie głodny nikt nie był. Podczas raju mogliśmy doświdczyć mongolskiej goącinności. Oni dzielą się wszytskim. Gotują jedzenie w wielkiem kotle, a pozniej rozlewaja na równe porcje dla każdego. Oprócz tego, zauważyłam jeszcze brak higieny. Naczynia myte są w tej samej wodzie i wycierane brudną szmatą. U mongołów nie ma rzeczy niepotrzbnych. Wszytsko ma swoje zastosowanie, albo co najmniej dwa.

Co do trasy już nikt nie miał żadnych objekcji. Było przepięknie!

Tak zakończyła się nasza przygoda z jazdą konną w Mongolii! W Mongol Ujin - miejscu naszego startu podjęliśmy decyzję że chcemy kolejne dwa dni spędzić w innych składach. Irmina z Kaja a my razem. Podzieliliśmy jedzenie, sprzęt biwakowy i ja z Sarną ruszyliśmy nad rzekę a dziewczyny zostały w ośrodku. Naszym celem było dotarcie do oddalonego o 3.5 km mostu na pobliskiej rzece i zapolowanie na wielkiego tajmnienia (rybę). Dziewczyny z kolei wolały spędzić czas w swoim towarzystwie i odpocząć. Ponieważ był już wieczór oddaliśmy się niecałe 500m i robiliśmy namiot nad rzeką. W nocy odwiedził nas pijany Mongoł który przyjechał motocyklem i poprosił nas o papierosa. Bardzo zasmucony ze go odprawiliśmy z niczym pojechał dalej. Rano po śniadanku poszliśmy w wyznaczone miejsce i przez 4 h próbowaliśmy bezskutecznie coś złowić. Ale czas nie poszedł na marne. Znaleźliśmy w okolicy małą wysepkę po drugiej stronie rzeki i zdecydowaliśmy się na niej rozbić. Dopiero tam - już wieczorem udało mi się złowić pierwszą rybkę. Miała może z 8 cm ale udało się! Później poszło lepiej dzięki temu że pierwszy raz w życiu łowienia na tzw. Muchę. Do nocy udało się na tyle że na kolacje zjedliśmy rybki.

Kolejnego dnia już wszyscy we 4 udaliśmy się na Naadam. Jest to mongolskie święto narodowe, podczas którego organizowane są zawody w 3 dyscyplinach : zapasy, łucznictwo oraz jazda konna. Obejrzeliśmy kilka rund zapasów w tradycyjnych strojach jazdę konną w wykonaniu najmłodszej kategorii wiekowej i łucznictwo. Wokół głównego placu gdzie rozgrywane były zawody w zapasach rozłożone były stragany z pamiątkami jedzeniem ale i też z odzieżą, butami itp. Spędziliśmy tam kilka godzin i na noc udaliśmy się z powrotem na naszą małą wysepkę na rzece.





Krótko i na temat

Pasją każdego z nas jest podróżowanie, a największym marzeniem jest wyprawa dookoła świata. To, że się spotkaliśmy, wyzwoliło w nas energię do działania i pozwoliło zorganizować wyprawę, która umożliwi nam realizację tego pragnienia. Każde z nas ma inne zdolności, czy nieco inaczej postrzegamy pewne sprawy, ale łączy nas entuzjazm i wielkie pokłady pozytywnej energii. Chcemy poznawać ludzi, kultury, zwyczaje, miejsca i samych siebie. Autostopowa wyprawa dookoła świata pozwala nam to osiągnąć!
 

Our passion is travel, and our biggest dream is trip around the world! Our meeting released huge energy in us to act and to organize the expedition which makes our dreams are coming true. Each of us had other skills and worldview, but what we have in common is enthusiasm and a lot of positive energy. We want to get to know people, culture, customs, places and ourselves. Hitchhiking trip around the world allows us to achieve it!

FOLLOW US:
  • Facebook Vintage Stamp
  • Klasyczna YouTube
WHERE ARE WE NOW ?
RECENT POSTS:
SEARCH BY TAGS:
Nie ma jeszcze tagów.
bottom of page